poniedziałek, 1 maja 2017

Z dedykacją dla Nobie!
Za poświęcony czas, plus bonus, kop 
na szczęście i niech Ci się powiedzie! :* Trzymam kciuki !   

Siedziałem przy stoliku oddalonym od parkietu możliwie jak najdalej. Nie miałem ochoty tu siedzieć i patrzeć na te głupie małolaty, które tak bardzo chcą uchodzić za przysłowiowe plus osiemnaście. Dość dwuznacznie pojęcie w tym miejscu, jedynie tak mogłem określić bardzo rozebrane dziewoje, z których tapeta spływała pod wpływem temperatury, a strój kończył się tam gdzie zaczynał.
To przechodzi ludzkie pojęcie - pomyślałem z obrzydzeniem patrząc na kolejną dziewczynę, która odbijała się jak kulka do paintballa o stoliki dla VIPów. Kolejny łatwy cel dla napalonego, niekoniecznie małolata. Jeszcze chwila w tym spędowisku bydła, a weźmie mnie na wymioty. Gardziłem takimi miejscami, od kiedy dowiedziałem się, że moja siostra zahaczała o ten pół-świat. Jej ruchy w pewnym momencie życia były tak lekkomyślne, że skończyła jak skończyła, zanim przekonała się jaki życie ma smak.
Zbliżała się 24, siedziałem w dalszym ciągu, wolno pijąc sok pomarańczowy i ograniczając swoje pole widzenia do krawędzi stolika. Byłem znużony i obrzydzony tym miejscem. Co jakiś czas, ktoś nieumyślnie zahaczał o mój stolik, wywołując u mnie kolejną porcję cholernej żenady. Mimo późnej pory, młodzieży przybywało jak pszczół do ula. Zanim się obejrzałem, zrobiło się jeszcze bardziej tłoczno i gorąco. Kląłem siarczyście na młodego siurka, który miał się tu pojawić. Co mi odbiło, żeby umawiać się w takim miejscu - patrzyłem na kolejną zataczającą się blond plamę z piwem w ręku.
Nie jest dobrze – moje myśli z wolna zaczęły krążyć wokół sytuacji, w jakiej się znalazłem. Miałem na nią jedno określenie. Patowa. Początkowo ogarniała mnie permanentna złość, miałem ochotę wyrżnąć wszystkich, którzy starali się postawić na moim miejscu. Rzygałem tymi cholernymi dobrymi radami. Uważam, że robię dobrze, trzymając Sakurę z dala od tego wszystkiego. Dziewczyna wychodzi na prostą, ma aspiracje i zaczyna mieć swoje życie. Nie mogłem tego zburzyć, a do wszystkiego dokładali się jeszcze rodzice. Widziałem po prostu dumę w ich oczach, kiedy młoda oznajmiała im, że wybiera się na studia, odzyskuje chęć życia i stawia sobie tak wysoki cel. Szlag jasny z tym celem. Najgorsze na nich patrzeć, kiedy widzieli, że ich córka zaczyna odnajdywać przyjemność w nauce, i że rzeczywiście realizuje to, co sobie wyznaczyła. Może nigdy o tym głośno nie powiedzieli, ale widziałam te pieprzone iskierki w ich oczach. Nawet jak o tym myślę, zaczynam się wkurzać. Niby wygląda to bezpodstawnie z mojej strony, może czasem jak zazdrość, ale, do cholery jasnej, to ja będę tym, który zniszczy sielankę spokojnego życia i znów wciągnie Sakurę tam, gdzie być nie powinna. Dlatego tak bardzo wkurwiały mnie rady wszystkich dookoła. Musisz jej powiedzieć. Jak jakąś mantrę ciągle powtarzałem w głowie słowa znajomych, a sam osobiście krzyczałem na siebie - graj na czas, Ikuto!
– Yo! – Usłyszałem i z wolna podniosłem swój wzrok na owego siurka, który chciał się przywitać ze mną jak ze starym kolegą. Byłem zniesmaczony tym miejscem i zaistniałą sytuacją, w którą wplątał mnie Pein. Cóż, wszystko musiało się przedłożyć na mój wyraz twarzy, bo chłopaczek zrezygnował z „przyjacielskiego” gestu i zajął miejsce naprzeciw, wyczekując jakiegokolwiek gestu zainteresowania z mojej strony.
– Cena nie podlega negocjacji, jestem jedynie pośrednikiem – powiedziałem automatycznie ułożoną w głowie wypowiedź. Nie chciałem wdawać się w bezsensowną rozmowę. Cel był z góry założony, moim obowiązkiem była realizacja.
Patrzyłem na białowłosego chłopaczka z przymrużeniem oka. Był młody, pewnie narwany i liczyłem, że przystanie na warunki bez mrugnięcia okiem ale nie, oczywiście cały świat był przeciwko mnie.
– Jak mogę się skontaktować z właścicielem auta? – zapytał poważnie, a mnie szlag jasny trafiał. Czy naprawdę wszystko dziś musi być nie po mojej myśli ?!
Starałem się nie pokazać, jak bardzo się wkurzyłem na jego słowa. Ostatnio jestem jak Sakura, tykająca bomba. Tak właśnie się dzieje z ludźmi, którzy wszystko w sobie tłamszą. Podniosłem głowę, odrywając wzrok od napoju.
– Nie ma takiej opcji – powiedziałem, siląc się na jednostajny, prosty, oznajmujący ton. Patrzyłem mu w fioletowe oczy i dawałem wzrokiem znaki, że wszystko jest ustalone i nic nie podlega negocjacji, zanim zacznie wykłócać się o cenę czy namiary właściciela. – Wszystko zostało ustalone. Nie ty to ktoś inny, rozumiesz? – zapytałem, patrząc na wyraz jego twarzy, czy oby na pewno dotarły do niego moje słowa.
– Nie podoba mi się to wszystko – oznajmił, patrząc podejrzliwie.
– Zawijaj kitę! – Przerwałam chamsko jego wypowiedź i wstałem, dając tym samym znak, że rozmowa skończona, jednocześnie umacniając swoją pozycję. Chłopak popatrzył na mnie niezdecydowanym wzrokiem . – Wynocha! – dodałem rozeźlony, a żeby młody zgęścił ślimacze ruchy i oddalił się pókim jeszcze dobry.
Chłopak wstał, pociągnął łyk piwa, a ja zaciskałem pięści. Miał pecha - stał się obiektem, na którym po prostu musiałem odreagować wszystko, co mnie trapiło.
– Potrzebuję godziny – powiedział, a jego twarz stężała, kiedy zobaczył moje zaciśnięte pieści i zaostrzone rysy. W ciągu sekundy złapałem go za fioletową koszulkę, lekko przeciągając przez stolik.
– Nie masz godziny, bierzesz albo won i koniec tej szopki – powiedziałem mu ostro w twarz, modląc się o dodatkowe pokłady opanowania, które kończyły się z sekundy na sekundę.
– Biorę – zgodził się, a ja puściłem jego koszulkę i ponownie usiadłem, lekko się uspokajając. Nie spuszczałem z niego wzroku. Stał lekko wystraszony i czekał.
– Kluczyki – wymamrotałem, szukając ich w kieszeni i po chwili rzuciłem je w jego stronę. – Numer konta masz wysłany, więc najpierw wpłata, a po wpłacie auto z umową i właścicielem będą u ciebie pod domem. Żegnam – uciąłem gniewnie dzisiejsze spotkanie, a chwile później patrzyłem na znikającą postać chłopaka w tłumie spoconych nastolatków.
Miałem już serdecznie dość takich ludzi. Czasem się zastanawiam, czy z nimi aby na pewno jest wszystko w porządku. Jak można nie rozumieć prostych wypowiedzi?
Siedziałem z powrotem na swoim miejscu i wróciłem do picia soku. W sumie nie wiem po co tu siedziałem, mogłem już zbierać się do wyjścia, ale z niewiadomych mi przyczyn chciałem jeszcze chwilę odsapnąć po słownej potyczce z gówniarzem.
– Ikuto – odezwał się ktoś zza moich pleców. Bardzo dobrze znałem ten głos, dlatego bez trudu dotarł do moich uszu, mimo muzyki. Nie odwracałem się i czekałem, aż podejdzie.
Zjawił się dość niepostrzeżenie, zajmując miejsce młokosa naprzeciw i wyciągnął dłoń na powitanie, którą uścisnąłem. Zapanowała chwila ciszy. Na to spotkanie czekałem miesiącami i miałem mieszane uczucia. Wszystko miało się właśnie dziś wyjaśnić, więc czułem pętle zaciskającą się na szyi. Patrzyłem na niego, wyczekując wszystkich informacji, jakie dla mnie ma.
– Jak się wszystko rozwija? – zapytałem ponaglającym tonem, patrząc mu już mniej pewnie w czarne oczy. Przyjrzałem się mu dokładnie, miał na sobie koszulkę koloru ciemnej śliwki, czarne włosy związane w luźny kucyk, lekko spływające po ramieniu. Po wyrazie jego twarzy nic nie mogłem odczytać, patrzył na mnie tym znanym, twardym spojrzeniem, które skutecznie studziło jakikolwiek zapał.
– Orochimaru nam przepadł – powiedział ciężkim tonem, ale zanim zdążyłem dodać jakiekolwiek słowo aprobaty, kontynuował. – Wiem jedynie, że szuka inwestycji, a ty wiesz, co mam na myśli – zakończył poważnie, jednocześnie skinął do przechodzącej kelnerki, prosząc o piwo.
Oczywiście wiedziałem, co ma na myśli. Nie mam już czasu, sytuacja robi się coraz bardziej napięta i niebezpieczna. Ukuło mnie w serce to cholerne uczucie niepokoju, które dawało znak o sobie już od miesiąca.
Kelnerka podała zamówione piwo i gdy tylko się oddaliła, zapytałem o drugą najważniejszą kwestię, jaka nie daje mi spokoju.
– Jak wygląda sytuacja Madary i Sasuke? – spytałem, a w moim gardle pojawiła się gula, która skutecznie ucięła dalszą, dość chaotyczną, wypowiedź.
– Wnioskuję, że Sasuke się nie zgodzi, poza tym Tsunade skutecznie zajmuje mu czas, więc korzystają oboje z tej znajomości. – Pociągnął solidny łyk piwa.
Itachi był dla mnie człowiekiem zagadką. Nie mam pojęcia, jakim cudem wplątał się w to wszystko syn policjanta i dlaczego odgrywał tu kluczową rolę. Niejednokrotnie starałem się zebrać o nim jakieś informacje, dowiedzieć się cokolwiek o jego celu czy choćby życiu. Bez skutku. Nie miałem takich możliwości, by dotrzeć do czegokolwiek, co by łączyło mnie z jego przeszłością, a sam Itachi nie kwapił się do objaśnienia swojego celu, czy przybliżenia mnie do rozwiązania tej zagadki.
Patrzyłem na niego i czułem, jak rośnie we mnie frustracja. Właśnie w tym momencie zdałem sobie sprawę, że możliwość odciągnięcia od tego wszystkiego Sakury jest wręcz niemożliwa. Zamiast oddalać się od tych wszystkich spraw, one ciągle przybierały na sile i waliły mnie prosto w twarz w najmniej spodziewanym momencie.
– Wprowadzę w to wszystko Sakurę, jak uda mi się odciągnąć ją od rodziców. Potrzebuję kilku dni – powiedziałem poważnie, zdając sobie sprawę z tego, że proszę o niemożliwe.
– Masz trzy dni, Ikuto. Jeśli tego nie zrobisz, miej na uwadze to, że wystawiasz ją wszystkim jak na złotej tacy, a nie po to nastawiamy karku, żeby dziewczyna dała się złapać. – odparł, wiercąc mi dziurę w brzuchu. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę, że słowa do mnie dobitnie dotarły.
Spotkanie Itachiego graniczyło z cudem. Dochodziła godzina trzecia nad ranem, dalej siedziałem skołowany w wypchanym po brzegi klubie, przy pustej już szklance. Nie chciałem do siebie dopuszczać tych wszystkich złych scenariuszy, ale dziś chyba musiałem sobie na to pozwolić. Miałem podjąć najważniejszą decyzję w moim życiu.
Powiedzieć czy odwlec wyznanie prawdy Sakurze? pytałem sam siebie, a w mojej głowie przewijało się milion możliwości, które kończyły się jej śmiercią. Właśnie dlatego walczyłem ze sobą. Moje kroki, moje i tylko moje decyzje zepchnęły nas na tę ścieżkę i chociażbym nie wiem jak bardzo sobie pluł w brodę za głupotę, teraz nie mogłem nic zmienić. Wiedziałem jedynie, że za blask szczęścia w jej oczach zrobiłbym to znów. Mimo tego jak bardzo byliśmy rożni, jak bardzo sobie dokuczaliśmy, jak bardzo się nienawidziliśmy i darliśmy ze sobą koty. Jestem jej starszym bratem, to do mnie należała droga pierwowzoru. Nie byłem dumny z tego, że spadłem z piedestału do bram piekieł, czekając na wyrok i ciągnąc ją ze sobą, ale co miałem zrobić? Patrzeć codziennie na jej poszarzałą twarz od smutku, goryczy i zgryzoty? Była wrakiem człowieka po tym cholernym wypadku. Zamknęła się w sobie i powoli umierała. Umierało w niej wszystko, najpierw szczęście a później, z dnia na dzień chęć życia. A kiedy zamilkła na dobre wiedziałem, że nawet i to utraciła. Chciała umrzeć.
Nie mogłem patrzeć na to wszystko z założonymi rękoma, więc poszedłem szukać rozwiązania tam, gdzie trzeba podpisać pakt z diabłem. Tak właśnie było. Podpisałem pakt, który miał obowiązywać jedynie mnie, z biegiem czasu wszystko jakoś się zaogniło. Orochimaru zaczął mnie szukać, łamiąc umowę i dopisując do niej kolejne punkty, a mianowicie życie Sakury, która niczemu winna zaczynała funkcjonować jak człowiek.
Wstałem gniewnie, odsuwając krzesło. Mimowolnie zaciskałem pięści i walczyłem z myślami, ale już wiedziałam co muszę zrobić. Założyłem kurtkę w pośpiechu i ruszyłem do wyjścia, przepychając się przez tłum ludzi. Trzecia trzydzieści. Spojrzałem na zegarek w samochodzie i ruszyłem z wolna do swojego mieszkania.
Musiałem się przespać, szybko naładować baterie i ruszyć w teren od samego rana. Tak przynajmniej postanowiłem. Dowie się za trzy dni. To maximum, jakie wyznaczył Itachi, więc skorzystam z tego i przygotuję zaplecze dla Sakury. Niestety musiałem wtajemniczyć rodziców. Dobrze wiedziałem, że będzie to dla nich cios w serce i to dosłownie. Przez swoją decyzję zrujnowałem nasz świat, ten spokojny, wprowadzając do niego chaos i zamęt. Udawało mi się wszystkiego uniknąć przez jakieś trzy lata. Ale tak to już jest, przeszłości nie można zamieść pod dywan, a nawet jeśli to robisz, ona wraca i jak echo odbija się od wszystkich z potrójną siłą.
Wstałem jakiś czas temu, dochodziła godzina dziesiąta, więc po wypiciu mocnej kawy zadzwoniłem do ojca. Wiedziałem, że kiedy tylko zjawię się w domu, dostanę po uszach za "nieodpowiedzialne" zachowanie. Przecierałem zaspane oczy, wybierając kolejne połączenie, tym razem do Peina. Musiałem z nim wszystko skonsultować.
Nie ucieszyły mnie wczorajsze wiadomości, wiedziałem, że to kiedyś się stanie. Mimo mojego wczorajszego postanowienia, nie zamierzałem wtajemniczać jeszcze Sakury i rodziców. Muszę pogrzebać w moich kontaktach, może uda mi się wymyślić jakąś zastępczą opcję. Gram na czas. Jedyne na co wpadł mój zmęczony mózg to wynajęcie mieszkania w centrum i umieszczenie w nim Sakury, na czas nieokreślony. To by wiele ułatwiło. Z jednego miejsca mógłbym śledzić jej wszystkie kroki, jednocześnie zostawiając za swoja osobą fałszywy trop. A to by pozwoliło mi na zdobycie kolejnych paru miesięcy lub może roku. Nie uciekałem od odpowiedzialności za swoje zachowanie, po prostu chciałem chronić Sakurę mimo wszystko. Chciałem rozegrać to wszystko tak, by niczego nie była świadoma.
– Pein, Orochimaru przepadł, Madara i Sasuke bez potwierdzonych informacji powiedziałem, wstając z kuchennego krzesła i kierując się do sypialni, by zebrać się w dalszą drogę, jaka mnie dziś czeka.
– Przyjedź tam gdzie zawsze, będę czekać. Masz godzinę – powiedział tonem, który nie znosił sprzeciwu i rozłączył się. Wiem, że i jego zaskoczyła wiadomość o Orochimaru. Byliśmy już tak blisko i co?
– Znów się wszystko posrało – warknąłem, rzucając ubrania na łózko.


Dla odmiany czekałam jedynie chwilę na pojawienie się Ikuto. Na szczęście dziś jego mózgownica postanowiła uruchomić szare komórki i zadzwonić do taty. Niedzielny nudny poranek, ale szkoła nie odpoczywa. Cieszyłam się jak dziecko, że nie będę siedzieć, tylko wyjdę w końcu z domu.
Moi rodzice obchodzili się ze mną jak z jajkiem, ale czasem i mi brakowało cierpliwości, by znosić ich zachowanie. Starałam się być wyrozumiała, nierzadko cierpliwa. W duszy nie pojmuję jak mogą traktować w ten sposób 25-letnią kobietę. Na szczęście dorosłam do tego, by przymrużyć na nich oko, a przynajmniej starałam się.
Często wciągał mnie wir książek, a raczej podręczników. Ciągle miałam wrażenie, że moja wiedza jest zbyt mała. Nawet się nie obejrzałam, kiedy zaczęłam postrzegać się jak mała, głupia dziewucha. Wszystko się ciągle zmieniało. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że tak naprawdę jestem najmniejszym elementem świata. Jednak ta wiedza nie stała na przeszkodzie, by doskonalić się od początku do końca. Zrozumiałam, że ilość znajomych na Facebooku wcale magicznie nie sprawia, że jestem szczęśliwa. A liczba lajków nie idzie w parze z moimi osiągnięciami. Przestałam na to patrzeć. Odwracałam głowę od tego portalu społecznościowego, by zająć się wszystkim tym, na co czasu zbyt wiele nie miałam. Właśnie wtedy poczułam, co to jest życie. Dążenie do samorealizacji. Pokonywanie barier i cel. Nie siedziałam w domu, mając w głowie, co robią moi starzy znajomi. Ja ciągle do czegoś dążyłam, jednocześnie odcięłam grubą kreską moje poprzednie życie, które było już teraz marnym cieniem nowo wykreowanej mnie. Nie było mi żal, nie było smutku, nie było goryczy tylko posmak zwycięstwa. Mojego własnego, przy którym już nie odczułam potrzeby, by zawiadomić o nim świat przy pomocy napisania postu i kliknięcia publikuj.
Dotknięcie stopami zimnej szpitalnej posadzki obudziło we mnie głód życia i samozaparcie, a wyjście ze szpitala i rehabilitacje, pozwoliły na nowo zbudować moje poczucie wartości.
Pewnego dnia weszłam do swojego pokoju, usiadłam na łóżku i patrząc na otaczające mnie rzeczy zastanowiłam się nad wszystkim. Miałam miliony pamiątek, zdjęć, figurek i innych pierdół. Wszystko miało wartość emocjonalną, tudzież sentymentalną, ale nie w tej chwili. Patrząc na to wszystko zdałam sobie sprawę z tego, że byłam ograniczona do wegetacji na tym świecie. Nie tylko przez cholerny wypadek ale i tryb życia, jakie przed nim prowadziłam. Pozbyłam się wszystkich, tak naprawdę nic nie znaczących przedmiotów i zaczęłam oddychać pełną piersią.
– Sakura, słuchasz mnie? – spytała mama, machając dłonią przed moimi oczami, a jej mina mówiła jedno – „martwię się o ciebie”. Uśmiechnęłam się z wolna wyrwana ze swoich myśli, patrząc na jej ciemno zielone oczy i lekko już przytłumioną szkarłatną barwę włosów. Bardzo nalegała, żeby mnie odwieźć na uczelnię. W sumie to nie mieliśmy nic do powiedzenia z tatą w tej sprawie, więc odwiozła mnie pod samą bramę uczelni.
– Powtórzysz? – zapytałam, uśmiechając się, by uspokoić jej bezpodstawne obawy i jednocześnie zaczęłam sprawdzać, czy wszystko oby na pewno wzięłam ze sobą na uczelnię.
– Mówiłam, że Ikuto powinien cię odebrać, a w razie czego masz dzwonić. – W dalszym ciągu patrzyła na mnie z troską, a ja starałam się tego nie zauważać. To była nasza gra. Już dawno skończyłyśmy ten etap, w którym ganiałam do niej z każdą pierdołą. Teraz chciałam oszczędzić jej zmartwień, owszem rozmawiałyśmy i to dużo, ale były to raczej bieżące sprawy, których nie musiałam opierać na słowach "kiedyś". – Sakura, ja się ... – I właśnie w tym momencie zaczynała się nasza intymna chwila, matki z córką. Widziałam jej oczy i lekkie drganie dłoni na kierownicy. Zaczynałam podejrzewać, że za chwile spyta mnie o to, czy ktoś mi dokucza, jak to było lata temu. Widziałam, że moja mam odbierała ten dzień tak samo emocjonalnie jak pierwszy dzień w przedszkolu. Popatrzyłam na nią wyrozumiale z lekkim uśmiechem, dając tym samym znak, że wszytko jest dobrze. – Po prostu się martwię, ale wiem, że przesadzam. – Zaskoczyła mnie, a myślałam, że znam ją na wylot. Takie wyznanie z usta matki jest równe z powiedzeniem "ufam ci bezgranicznie ". A na zaufanie trzeba pracować.
– Nie wbijaj sobie w głowę, że mnie nie lubią lub mi dokuczają, to nie te czasy. – Właśnie o tym wspomniałam, ciągle traktowali mnie jak swoją malutką córeczkę. I taka będę dla nich zawsze tylko świat się postarzał. – Po prostu przypominałam sobie materiał – powiedziałam, lekko nachylając się w jej kierunku i całując w policzek na pożegnanie.


Dzisiejsze zajęcia jakoś minęły mi w ciszy i spokoju. Skutecznie skupiłam się na materiale, wsłuchując się w hipnotyczny głos Tsunade. Już nie rozpraszał mnie wzrok studentów, a moje myśli były wyciszone. Czekałam jedynie na długą przerwę, by móc w spokoju zjeść obiad i wypić kawę w kawiarni na rogu uczelni. Każda minuta przybliżała mnie do filiżanki gorącego napoju.
Z moich marzeń wyrwał mnie głos Tsunade, która kończąc pierwszą część dzisiejszego tematu zajęć, przeszła do spraw porządkowych.
– Student poprosił mnie o udostępnienie materiałów z nagranych wykładów – powiedziała spokojnym tonem, odnosząc się do wszystkich uczniów i patrząc na nich z konsternacją. – Nie przewidywałam takiej możliwości i nie będę tego ukrywać, ale im głębiej drążyłam temat, tym bardziej przekonywałam się, że być może jest wam to potrzebne, nierzadko pomocne – mówiła, chodząc po sali z uniesioną głową.
Chyba jedynie ja wiedziałam, że Tsunade miała opory, by nagrywać zajęcia dla mnie. Były to filmy z jej udziałem, w czasie lekcji. Osobiście nie miała czasu czuwać nad ich jakością i rozwodzić się nad tematami. Realizowała z nami wszystko to, co uważała za przydatne i niezbędne. Tu nie obowiązywał ściśle określony materiał i to właśnie było meritum całej sprawy. Wszystkie nagrania posiadałam ja i naprawdę czułam w kościach, że jeżeli Tsunade przystanie do udostępnienia filmów jednej osobie, to na tej jednej się nie skończy. Mój grafik będzie mocno napięty dodatkowym zajęciem, odpowiedzialnością za udostępnienie tematów. Jednocześnie rozumiałam, dlaczego porusza ten temat. Wszystko było spowodowane moją osoba.
– Zastrzegam sobie prawo publikowania oraz jakiejkolwiek formy udostępniania, a nawet wglądu z treści filmów – powiedziała ostro, patrząc na mnie znacząco. Czułam się napiętnowana, a poczucie odpowiedzialności jedynie przygarbiło moją sylwetkę. Wszyscy wyrazili swoje niezadowolenie. – Jeśli znajdziecie sposób, dzięki któremu będę mogła panować nad osobami, które chciałyby mieć możliwość wglądu, wtedy się zgodzę. Czekam na propozycje do końca dnia. Facebooki i inne portale nie wchodzą w grę. – dodała, zaskakując wszystkich, nawet mnie. – Zapraszam na długą przerwę. – Spojrzałam na zegarek. Dziesięć minut przed dzwonkiem. Zaczęłam z wolna się pakować .
Czułam na sobie wzrok innych uczniów, kiedy mijali moją ławkę. Czułam się zobligowana do udostępnienia materiałów wszystkim, ale co miałam zrobić, skoro Tsunade skutecznie związała moje ręce? Jednocześnie nie miałam pomysłu na rozwiązanie tego problemu. Przemawiała przeze mnie bezsilność. To chyba najgorsze uczucie, jakie człowiek może odczuć. Pomimo chęci, nie potrafiłam znaleźć rozwiązania, to było bardzo przytłaczające.
– Sakura ? – usłyszałam cicho i niepewnie wypowiedziane imię. Podniosłam głowę, kiedy zapięłam zamek torby, na osobę, która mnie zaczepiła. Spojrzałam jedynie przed siebie, znów widząc granatowowłosą dziewczynę, która dzień wcześniej była na tyle uprzejma, by zawiadomić mnie o postanowieniach Tsunade. – Mogłabym ci zająć chwilę ?– zapytała znów niepewnie, kiedy nie usłyszała z moich ust żadnego słowa .
Było mi bardzo miło, kiedy do mnie podeszła, ale nie wiedziałam z czym to się może wiązać. Wszystko odnosi się do Tsunade . Mimo tej radości musiałam ostudzić swój zapał wizją samotnego posiłku, wiedząc, że dziewczyna bezinteresownie nie przychodzi.
– Przepraszam. Sama słyszałaś, że mam związane ręce – powiedziałam, ściągając z blatu torbę z laptopem.
– Wiem i właśnie dlatego chciałam z tobą porozmawiać.
Czasem zastanawiam się skąd biorą się tacy ludzie. Jak można nie rozumieć prostego nie i ewidentnego zakazu Tsunade? Ta dziewczyna chyba postradała rozum, jeśli chce mnie poprosić o coś, co będzie sprzeczne z wytycznymi Godaime. Wtedy naraziłabym siebie na wyrzucenie z uczelni, w najlepszym wypadku nie miałabym wstępu na zajęcia lub zawieszenie roku.
– Nie udostępnię nagrań i tyle w tym temacie! – warknęłam, odwracając się na pięcie i odchodząc. Usłyszałam jedynie, jak dziewczyna rusza za mną i kontynuuje przerwaną wypowiedź.
– Źle mnie zrozumiałaś, chciałam jedynie najpierw tobie przedstawić mój pomysł. – Przystanęłam, odwracając się do dziewczyny, kiedy usłyszałam jej przepraszający ton. – Przepraszam, jeśli zawracam ci głowę, ale zajmę jedynie chwilę – mówiła do mnie dziwnie przyjaznym głosem, zapewniając o swoich pokojowych zamiarach. Miałam ochotę jej odmówić, ale coś mi podpowiadało, że powinnam chociaż wysłuchać. Odwróciłam się i zaczęłam odchodzić, walcząc ze sobą.
Moja ciekawość zwyciężyła i odwróciłam się ponownie przez ramię, rzucając:
– Idę do kawiarni, więc mam chwilę.
Dziewczyna zrównała ze mną kroku.
–Hinata Hyuga – rzuciła na wydechu, lekko zawstydzona .
Była taka inna. Mimo swojej nieśmiałej natury i cichego głosu. Zwróciła na siebie moją uwagę, bardziej niż inni studenci. Czułam w kościach, że złych zamiarów nie ma, ale cóż mogę więcej powiedzieć. Nie powinnam oceniać książki po okładce. Czasem trzeba zestawić ze sobą swoje przeczucia i rozum. Postanowiłam powoli wybadać dziewczynę.
Siedziałyśmy w ciszy w lokalnej kawiarni, powoli jedząc późny obiad. Hinata przedstawiła mi swój pomysł, zaznaczając, że mimo wszystko będę musiała brać w tym udział. Udostępnienie materiałów to był mały szkopuł w tym wszystkim. Sama zauważyłam, że tytuł może niewiele wnosić. To jedynie numer nagrania, nikt nie połapie się, czego ono dotyczy i mimo wszystko nad projektem powinna pracować więcej niż jedna osoba. Wiedziałam o tym, ale w duszy liczyłam, że wywinę się od tego obowiązku. Po rozmowie z dziewczyną zmieniłam do niej nastawienie. Nie żądała ode mnie niczego, tylko prosiła o ewentualną pomoc przy realizacji jej planu. Widziałam w jej oczach zapał do pracy. Nie chciałam go gasić krótkim, aczkolwiek jednoznacznym "nie", więc przystałam na jej propozycję, w kościach czując nadmiar obowiązków, jakie na siebie wzięłam.
– Przedstawię wszystko najpierw Tsunade, jeśli ona wyrazi zgodę chciałabym po prostu mieć pewność, że będę realizować projekt z kimś. To duża odpowiedzialność. Sama wiesz, jaka jest Godaime – powiedziała, biorąc ostatni łyk kawy. W dalszym ciągu siedziała lekko przygarbiona i speszona.
– Sporo z tym zachodu, ale pomogę ci. Chcę być fair, co do reszty studentów. – Chyba wyczuła, co mam na myśli, ale mimo wszystko jej twarz rozjaśnił uśmiech. Powoli odsunęła od siebie puste już naczynia, kładąc na nich pieniądze.
– Dziękuję! Naprawdę! – Myślałam, że zaraz po mojej zgodzie wstanie i wyjdzie z kawiarni. W końcu w pewnym stopniu osiągnęła swój cel. Ogromnym zaskoczeniem dla mnie było, kiedy spokojnie oparła się o oparcie krzesła i kontynuowała. – Bałam się do ciebie podejść i zapytać, ale należysz chyba do nielicznego grona osób, które wysłuchały, co mam do powiedzenia. – Uśmiechnęłam się do niej, kiedy wyjmowałam pieniądze z portfela, żeby podobnie jak ona, położyć je na małym talerzyku.
– Nie mogłabym zignorować dziewczyny, która mnie zaczepiła w pierwszym dniu – zaśmiałam się cicho, by nie zwracać na nas uwagi. Hinata to zauważyła i lekko nachyliła się nad stołem.
– Nie przejmuj się, większość ludzi to snoby, mają zbyt duże mniemanie o sobie i dawno już zapomnieli o kulturze osobistej. Witamy w brutalnej rzeczywistości, Sakura.
I tak właśnie było. Nie byłam nastawiona na kolorowe lata szczeniackiego życia, tylko na brudną walkę o pozycję. Wiedziałam, co chcę robić i że realizacja mojego celu może nie być prosta. Mimo wszystko weszłam w tę rzeczywistość. Tyle, że źle to zrobiłam. Nie powinnam iść ze spuszczoną głową, tylko ją podnieść, uśmiechnąć się do siebie i zachować twarz pokerzysty. Nic o mnie nie wiedzą, więc po co miałam się tym wszystkim w kółko zadręczać. Powinnam odpuścić i oddychać swobodnie. Być sobą i nie martwic się niepotrzebnymi pierdołami, a liczyć na siebie i dążyć do czegoś, co jest na wyciągniecie ręki.


Druga cześć zajęć minęła mi w napiętej atmosferze. Czułam wzrok wszystkich na sobie i naprawdę wisiało mi to. Szkoda jedynie, że dopiero po słowach Hinaty przypomniałam sobie swoje postanowienia. Czasem z nadmiaru emocji gubię się we wszystkim. Ciężko mi odnaleźć się w wielu sytuacjach, ale jestem zwykłym przeciętniakiem. Nie posiadam nadmiernej ilości sił mentalnych, by utwierdzać się w przekonaniu, że świat stoi przede mną otworem. Byłam świadoma, że muszę walczyć. I ta walka nigdy się nie skończy .
Wraz z końcem zajęć widziałam jak Hnata podchodzi do Tsunade. Byłam ciekawa jej pomysłu, ale kiedy patrzyłam na zegarek wiedziałam, że czeka mnie jeszcze długa noc. Musiałam skompletować moje notatki i oczywiście uzupełnić je z podręcznikiem w ręku, by móc przygotować materiał do nauki na resztę tygodnia. Wszystko robiłam na bieżąco, miałam określone nawyki i schemat działania, więc często ktoś taki jak Ikuto wyprowadzał mnie z równowagi. Nie lubiłam jakichkolwiek niedociągnięć z jego strony, bo to burzyło mój dzień.
Ubierałam na siebie płaszcz, rzucając ostatnie spojrzenie na Hinatę i zbierając swoje rzeczy. Wyszłam przed budynek, by w ciszy poczekać na Ikuto. Oczywiście się nie spieszyłam. Brałam na niego poprawkę. Wiedziałam, że u niego punktualność to pojęcie względne. Cóż, w duszy liczyłam, że może kiedyś mu się to odmieni.
Było już ciemno i chłodno, a Ikuto spóźniał się już pół godziny. Jest tak przewidywalny. Nie chciało mi się dłużej czekać i oczywiście wiedziałam, że po takiej akcji ten baran dostanie po uszach, nie tylko ode mnie, ale i od rodziców. Mimo wszystko, nawet kiedy mamy swoje lata, nasi rodzice muszą czasem strzelić kazanie, żeby postawić nas do pionu. Oczywiście bardziej się to tyczyło Ikuto. Sięgnęłam do kieszeni płaszcza, przekładając torbę z laptopem do lewej ręki.
– Ty jeszcze tu jesteś? – Odwróciłam się za siebie z sercem w gardle. Początkowo moje zmysły bardzo wolno połączyły ton głosu z osobą odpowiedzialną za przestraszenie mnie na śmierć. Mało nie zakrztusiłam się powietrzem, kiedy stwierdziłam, że to Hinata – Spokojnie, to tylko ja! – dodała, widząc mój wyraz twarzy.
– Nie zachodź mnie od tyłu – zaśmiałam się, obracając całą sytuację w żart. – Widzę, że Tsunade się zgodziła – powiedziałam, kiedy zauważyłam, że uśmiech nie schodził jej z twarzy, a oczy lekko błyszczą.
– Zgodziła się, więc mogę cię wtajemniczyć po drodze do domu – uśmiechnęła się lekko w moja stronę i wyciągnęła kluczyki od samochodu.
– Mieszkam na obrzeżach Tokio, lepiej będzie jak zadzwonię po rodziców, nie będziesz się tłukła przez całe miasto – powiedziałam, ale w duszy chciałam być już w domu. Mam tyle zajęć jeszcze dziś i mimo godziny osiemnastej wiem, że do pierwszej w nocy będę siedzieć z materiałem.
– Widzę, że czekasz na transport. Spokojnie, podrzucę cię i nie targaj nikogo – nalegała w dalszym ciągu, a ja miałam w głowie wizję siedzenia do samego rana przy książkach. Wszyscy wracają z pracy, ulice zakorkowane, więc jedynie westchnęłam i obiecałam sobie odwdzięczyć się za ten miły gest.
– Jeśli naprawdę nie będzie to dla ciebie dużym problemem – zaczęłam niepewnie, by upewnić się w stu procentach, lekko pocierając ramiona z zimna.
– Chodźmy do samochodu – podjęła decyzję z lekkim uśmiechem na twarzy i pociągnęła mnie za sobą.